Ślub nad morzem | ceremonia ślubna na klifie
Ślub nad morzem. To hasło może wydać się mieszkańcom Pomorza czymś oczywistym. Dla wielu będzie piękną ideą, dla niewielu symbolicznym i duchowym wydarzeniem. A co jeśli ktoś nie będący mieszkańcem Pomorza chce przeżyć swój ślub nad morzem? Jeśli ktoś pokochał tutejszy krajobraz, przyrodę, pogodę, specyficzny „klimat” i chce poczuć wszystkie te aspekty na prawdę. Poczuć to ponad miarę, wraz z bliskimi i osnuć tym swą uroczystość. Czy będzie to łatwe i powszechnie dostępne? Jak dopiąć wszystkiego i uczynić przeżycie autentycznym…?
"Dać się porwać" - jak to pięknie brzmi
Szmat czasu wcześniej, siedziałem z okładką płyty w rękach. Napawałem się oprawą wydania i analogowym dźwiękiem nagranym w niskim stroju. Tyle balsamiczności i serca Mela Koteluk włożyła z zespołem w stworzenie Migawki. Blondwłosa kobieta wybrała się ze stolicy w dzikość wydm, aby dopiąć dzieła zdjęciami w wyjątkowej lokalizacji. W sumie to nieopodal miejsca o którym chce pisać. Same analogie. Patrząc na zdjęcia do płyty i słuchając nut pomyślałem, że to piękne założenie i realizacja i że to się kiedyś wydarzy. Ktoś z oddali przybędzie, aby wspólnie podziwiać Bałtyk.
Nadchodzi taki dzień, że zostaje porwany przez czyjeś marzenia. Pisze do mnie piękna blond włosa dziewczyna z daleka, która wraz z narzeczonym wymarzyła sobie ceremonię ślubną nad brzegiem morza. Równie wytrwale sprawdza możliwości i planuje ten pomysł od dawna. W końcu rusza na eskapadę po wybrzeżu i szuka odpowiedniego miejsca.
Sam nieraz poszukuję nowego miejsca na zdjęcia, wybrzydzam i szukam dotąd, aż będzie dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałem, albo tak, żeby przeszło moje wyobrażenia.
Wypowiedzieć sobie słowa przysięgi w miejscu doniosłym i powalającym nadbałtycką urodą – tak sam bym to sobie wyobrażał. Ceremonia ślubna na klifie, z dala od dużych miast. Powietrze tak czyste, że drzewa spowijają wyjątkowo bujne porosty. Z dala od zatok i półwyspów, oznacza brzeg oddany w pełni żywiołom. Nic tu nie powstrzymuje Bałtyku, który sam rzeźbi krajobraz. Już raz pisałem jak morze potrafi zabrać szeroką plażę w kilkanaście minut i oddać ją potem, cofając swą złość od niechcenia. Innym razem zmienia oblicze i spowija świat we mgle w słoneczny dzień.
Będąc tam, oddajemy pokłon majestatycznemu pięknu, niczym Szerpowie czczący dach świata. Klify pełne pięknych drzew, surowe urwiska i upajająca plaża. Julia nie wie jaką przyjemność mi sprawiła, zapraszając mnie do swojego pomysłu. Kierowała się sercem, a to jest klucz do wielu słusznych decyzji na tym świecie. Chciałoby się to wszystko przeżyć jeszcze raz.
Wesele nad morzem | Kormoran MediSpa | Rowy
Po tej mocy duchowych przeżyć, nadchodzi czas, gdy emocje muszą wybrzmieć. Rodzina i znajomi towarzyszący młodym w cudownym wydarzeniu dzielą się wzruszeniem, ściskają się, całują i wypowiadają życzenia. Kiedy wulkan wrażeń nieco przycichnie, czas należycie uczcić to co się dokonało na naszych oczach.
Czas na ucztę i tańce w równie przyjaznym i gościnnym otoczeniu, jak łono nadbałtyckiej przyrody. Kormoran Medispa okazuje się być we właściwym miejscu. Szum morza utuli tu do snu, bryza wypełni płuca i ozdrowi umysł, a spróbuj zgłodnieć, to zajmą się tu Tobą należycie. Jako wnuk wspaniałej kobiety, która silną ręką zarządzała kuchnią w magicznym ośrodku na Mazurach, nie śmiałbym wypowiedzieć choćby słowa fałszu w kwestiach kulinarnych.
Jako fotograf powinienem jednak poprzeć swoje słowa obrazem. Właściwą i wyjątkową lokalizację, próbuję pokazać z ulubionej perspektywy. Spojrzenie z lotu ptaka będzie pauzą w reportażu. Miejsce to tak dalekie mi, a tak bliskie. Znów wątek wody pojawia się w mojej fotografii. Miejsce to leży nad morzem, nad którym żyję, jednocześnie jest nad jeziorem, a znad jezior pochodzę, ale i jest nad rzeką, a nad rzeką stoi mój rodzinny dom.
Sesja ślubna na plaży | sesja w dniu ślubu
Sesja nad morzem w dniu ślubu. Nie będę dziś pisać o tym, czy sesja tego dnia jest lepsza, czy osobny projekt winnym miejscu i czasie. Dość już było, o różnicach, wadach i zaletach jednej i drugiej. Wolałbym na łamach bloga pisać o ciekawych zdarzeniach i anegdotach, przygodach i szaleństwie. Tego nie zabrakło. Do dziś mrozi mi krew w żyłach widok aparatu na dachu auta, gdy zaparkowałem nad morzem. Do dziś nie wiem do końca kiedy go tam położyłem. Zanim wsiadłem, czy jak wysiadłem. Tyle było emocji… Zapas sprzętu i ubrań jaki wożę uchronił mnie od stanu przedzawałowego. Wróćmy do sesji, bo znów ogarniają mnie ciarki na to wspomnienie.
Jeśli jesteś z daleka, na zdjęcia najwygodniej jest uciec na chwilę z uroczystości. Zaryzykować czas, pogodę, skromniejsze nieco możliwości i zobaczyć co się stanie na gorąco.
Było nieco przed zachodem słońca. Pod osłoną muzyki wymknęliśmy się z Julią i Bartkiem niepostrzeżenie z hotelu. Dotarliśmy moim autem w okolicę miejsca ceremonii o najprzyjemniejszej porze. Wiatr ucichł i światło się już zmieniło. Jeszcze tylko spojrzenie na aparat na dachu, tętno maksymalne przez chwilę, wyparcie obrazu i już można iść napawać się atmosferą. Nieco zmieniam założenia w prowadzeniu sesji. Obserwuję energie tkwiącą w młodych i pozwalam jej grać. Czasem gryzę się w język, aby nie ingerować. Lepiej nieraz pozwolić, aby mieszające się emocje robiły wszystko za nas. Wychodzi to naturalnie, bez zbędnego ustawiania, a przecież w ustawianiu i tak chodziłoby o wypracowanie naturalności.
Nie wiem ile czasu spędziliśmy w tym cudownym miejscu. Uniesienia poza pierwszym planem są piękne, ale czas wracać na scenę. Gdy kurtyna zachodzącego słońca opadała gnaliśmy z powrotem, aby podtrzymać napięcie na parkietach…